Łódź w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku była miastem robotniczym. Miasto, które w połowie XIX wieku nazywane było „polskim Manchesterem”, dokonało wielkich zmian w rozwoju przemysłu iz małego średniowiecznego miasteczka przekształciło się w metropolię. Mieszkańcy wiosek, innych miast, a nawet krajów natychmiast rzucili się do miasta hałaśliwych zakładów i fabryk. Wszyscy szukali lepszego losu. Manufaktury, zakłady i fabryki stały się miejscem, w którym toczyła się większa część życia robotników najemnych: od świtu do nocy, od zmiany do zmiany, z roku na rok. Codzienność łódzkich robotników w minionych stuleciach nie była łatwa, ale jednak było miejsce na małe radości życia – pisze lodz.one.
Łódź – stolica polskiego przemysłu

Do XIX wieku polskie miasto Łódź było małą osadą, która bardziej przypominała wieś niż miasto. Gospodarka była tutaj głównie rolnicza. Wszystko zmieniło się w 1820 roku, kiedy rząd Królestwa Polskiego włączył Łódź do grona osad przemysłowych i przeznaczył jej rolę ośrodka tkackiego i sukienniczego. Od tego czasu w przyśpieszonym tempie rozpoczęła się industrializacja Łodzi – przedsiębiorcy, głównie pochodzenia niemieckiego i żydowskiego, zaczęli budować całe kompleksy fabryczne, w których liczba robotników szybko rosła dzięki migrantom z okolicznych wsi, sąsiednich miast i innych krajów.
Największymi łódzkimi przedsiębiorstwami w tym czasie były fabryki Ludwika Geyera, Karola Scheiblera, Izraela Poznańskiego, Juliusza Kunitzera i innych. Nazywano ich „królami bawełny”. W ich przedsiębiorstwach pracowało kilka tysięcy robotników.
Tym samym już w połowie XIX wieku Łódź stała się przemysłową stolicą Królestwa Polskiego, „bawełnianym gigantem”. Pod koniec XIX wieku ludność miasta osiągnęła ponad 300 tys. osób. To tutaj znajdowało się wówczas największe skupisko robotników w Polsce.
Większość robotników przemysłowych stanowili Polacy, Niemcy z rodzin rzemieślniczych, wzrosła też liczba robotników żydowskich i niewielki odsetek stanowili Czesi i Rosjanie.
Dni robocze i życie codzienne zwykłych robotników

O 8-godzinnym dniu pracy w Łodzi w XIX i XX wieku robotnicy mogli tylko pomarzyć. Druga połowa XIX wieku to okres rozkwitu dzikiego kapitalizmu, kiedy biznes i zysk przedsiębiorcy były na pierwszym miejscu, ale los, warunki pracy i odpoczynek robotnika wcale nie martwiły pracodawców.
W latach 80. przeciętny dzień pracy wynosił 12-15 godzin dziennie. W 1897 roku pojawiło się prawo, zgodnie z którym czas pracy w ciągu dnia nie powinien przekraczać 11,5 godziny, aw nocy – 10 godzin.
Dni pracy łódzkich robotników zaczynały się i kończyły z sygnałami fabrycznych syren. W porze dziennej trudno było ich zobaczyć w mieście, ponieważ byli zajęci pracą w fabrykach. Dlatego, choć w minionych stuleciach Łódź nazywana była miastem robotników, trudno ich nazwać gospodarzami tego miasta.
Oto, co jeden z odwiedzających napisał o mieście w 1904 roku:
„Ruch przechodniów w mieście ma codziennie kilka faz odmiennych. Do dnia gwizd fabryk zwołuje dziesiątki tysięcy robotników, wytwarzających „czarny” ruch uliczny, w godzinach przedpołudniowych uwijają się kupcy, komiwojażerowie, w południe – wyludniający fabryki robotnicy, często rozsiadają się w bramach domów, gdzie zjadają dostarczane im obiady. W godzinach popołudniowych większe ożywienie sprawiają postrojone damy łódzkie, w wykwintnych pojazdach, lub pieszo, zażywające przechadzki po ulicy piotrkowskiej.”
Zakłady i fabryki często stawały się miejscem konfliktów między robotnikami, majstrami i właścicielami przedsiębiorstw, czyli ich bezpośrednim zarządem. Spory miały różne przyczyny, głównie podstawy ekonomiczne. Były jednak okresy, kiedy pojawiały się konflikty na tle etnicznym. Na przełomie XIX i XX wieku większość właścicieli fabryk stanowili Niemcy, którzy często nie znali nawet języka polskiego.
Wyzysk pracowników najemnych był wówczas powszechnym zjawiskiem. Na przykład w latach 80. ubiegłego wieku robotnicy musieli pracować po 16 godzin dziennie w fabrykach Izraela Poznańskiego. Przedsiębiorca domagał się również pracy w święta i wprowadził system kar finansowych. Te i inne przyczyny doprowadziły w latach 80. i 90. do strajków w przedsiębiorstwach fabrykanta. Jednak niezadowolenie robotników zostało szybko spacyfikowane przez policję.
Innym złośliwym wyzyskiwaczem, brutalnym kapitalistą był Juliusz Kunitzer, łódzki przemysłowiec pochodzenia niemieckiego. Wielu pracowników nienawidziło go za poniżające ich traktowanie. Mógł odmówić pracownikom wynagrodzenia, aby „nauczyć ich rozumu”. Fabryka Kunitzera nie posiadała izby lekarskiej, w której pracownicy, którzy ulegli wypadkom przy pracy, co zdarzało się dość często, mogli otrzymać pierwszą pomoc. W ogóle płace w firmie Kunitzera należały do najniższych w Łodzi.
Jednak nie wszyscy łódzcy biznesmeni minionych wieków dorastali do chwały okrutnych wyzyskiwaczy. Prawdziwą oazą i miejscem dla szczęśliwców był Księży Młyn – ogromny kompleks fabryczny przedsiębiorcy niemieckiego pochodzenia Karola Scheiblera, który był jednym z najbogatszych ówczesnych łódzkich fabrykantów. Obok fabryki przedsiębiorca wybudował modelowe osiedle dla robotników, złożone z szeregowych domów, szpitala, straży ogniowej i szkoły.
Karol Scheibler zatrudniał wykwalifikowanych robotników i zależało mu na tym, aby taki personel pracował dla niego jak najdłużej. Za dobrą robotę jego robotnicy mogli dostać mieszkanie i zapewnić swoim dzieciom przyzwoitą edukację w szkole wybudowanej przez Scheiblera.
Nie każdy robotnik miał tyle szczęścia. Wielu najemnych robotników mieszkało w ciasnych mieszkaniach pozbawionych podstawowych warunków komfortu. Często wynajmowali nie sam pokój, ale łóżko. Miejscem zamieszkania robotników były często piwnice, najtańsze pomieszczenia, zawilgocone i bez dostępu do światła.
Robotnicy o wyższych dochodach budowali własne domy, przeważnie drewniane.
Ile pracownicy zarabiali i ile wydawali?

„Robotnik powinien zarabiać akurat tyle, aby nie umrzeć” – to zdanie często powtarzali fabrykanci, których uważano za wyzyskiwaczy. Ile więc zarabiali robotnicy najemni w Łodzi na przełomie XIX i XX wieku? W 1887 roku przeciętny miesięczny zarobek włókniarza-mężczyzny wynosił 17,5 rubla, kobietom płacono mniej – 9,75 rubla, a małoletnim jeszcze mniej – 4,5 rubla. Zarobki dzieci w wieku 10-12 lat były jeszcze niższe.
Warto zaznaczyć, że zarobki uzależnione były nie tylko od płci pracownika, ale także od poziomu jego kwalifikacji oraz branży, w jakiej pracował. Robotnicy wykwalifikowani zarabiali znacznie więcej niż przeciętni robotnicy, kobiety i dzieci.
A na co łódzcy fabrykanci wydawali pieniądze? Ogromną część dochodów „zjadał” czynsz za mieszkanie wraz z ogrzewaniem. W 1903 r. jeden z lekarzy przedstawił ciekawy raport dotyczący wydatków pięcioosobowej rodziny robotniczej, składającej się z rodziców i trojga małych dzieci. Mieszkanie kosztowało ich rubla, chleb – 1 rb. 5 kop., ziemniaki – 45 kop., 7 kwart (nieco mniej niż 7 l) mleka – 49 kop., 2-3 funty (0,4 kg) mięsa – 30-45 kop., funt słoniny – 18 kop., czwarta część funta kawy – 18 kop., funt cukru – 13 kop., opał – 1 rb. 20 kop. Na „czarny dzień” rodzinie zostawało maksymalnie 2 ruble, a każdy dodatkowy wydatek stawał się poważnym problemem.
Praca kobiet i dzieci

Łódzcy przemysłowcy chętnie zatrudniali kobiet i dzieci w swoich fabrykach, ponieważ była to dla nich tania siła robocza. Kobiety i dzieci pracowały głównie w przemyśle włókienniczym, mężczyźni natomiast zajmowali się przemysłem ciężkim. Praca kobiet i niepełnoletnich charakteryzowała się niskim wynagrodzeniem.
W 1892 roku kobiety stanowiły 46% ogółu zatrudnionych, aw 1911 roku – 44%. Odsetek niepełnoletnich w przedsiębiorstwach wynosił od 6 do 12%.
Prawo pracy

Wszystkie formy prawa pracy, bezpieczeństwa i higieny oraz ubezpieczeń społecznych w ówczesnym Królestwie Polskim, zależnym od Cesarstwa Rosyjskiego, wprowadzano niezwykle wolno. Pod koniec XIX wieku wydano przepisy zabraniające pracy dzieci oraz pracy nocnej kobiet i młodzieży. Jednak pracodawcy często nie stosowali się do tych przepisów prawnych.
W 1884 roku wprowadzono prawo „O małoletnich pracujących w zakładach, fabrykach i rękodzielniach”. Zgodnie z prawem pracodawca nie mógł zatrudnić małoletniego, który nie miał wykształcenia podstawowego. Stymulowało to otwieranie szkół fabrycznych, do których uczęszczały głównie dzieci robotników.
W 1891 roku w Królestwie Polskim weszła w życie ustawa „O wzajemnych stosunkach między fabrykantami і robotnikami”, która znacząco wpłynęła na sytuację robotników. Ustawa wprowadziła m.in. książeczki zarobkowe, w których odnotowywano warunki pracy, normę zarobkową, tygodniówki, kary finansowe oraz adnotacje o zmianie miejsca pracy.
W kolejnych latach wprowadzono pierwsze regulacje w zakresie ochrony zdrowotnej, długości czasu pracy oraz ubezpieczeń wypadkowych.
Czas wolny łódzkich robotników

O ile dużo wiadomo o rutynowych dniach pracy łódzkich robotników, to nie mniej ciekawe jest to, jak spędzali wolny czas. Często, wracając do domu po zmianie, robotnicy mogli wpaść do najbliższego szynku. A w dni wypłat takie miejsca przy głównej ulicy miasta, Piotrkowskiej, były pełne. Niekiedy dochodziło do „skracania dystansu społecznego” między robotnikami a ich przełożonymi, ale nie dotyczyło to fabrykantów-milionerów, lecz raczej majstrów fabrycznych.
Niedziele i święta były dla łódzkich robotników tymi dniami, kiedy można było zrzucić ubranie robocze, założyć odświętny przyodziewek i udać się na spacer ulicą Piotrkowską. W takich chwilach robotnicy, dzięki którym Łódź funkcjonowała, czuli się gospodarzami swojego miasta. Mogli spacerować po parkach, lasach i ulicach miast na równi z przedstawicielami wyższych warstw społecznych, oglądać witryny sklepów, w których nie zawsze było ich stać na zakup.
Ponadto pracownicy mogli uczestniczyć w zabawach tanecznych, licznych cyrkach i przedstawieniach teatralnych, które były organizowane specjalnie dla robotników. Więc rutynowe, często trudne fabryczne życie Łodzian czasami miało nawet radosne chwile.